niedziela, 28 marca 2010

"Zasada Pareto" w pisaniu? Ależ tak!


Scott Fitzgerald usłyszał w 1934 roku od Ernesta Hemingway'a : "Piszę jedną stronę arcydzieła na 91 stron gówna. Staram się to gówno wyrzucać." Z matematycznego punktu widzenia trudno tu doszukać się proporcji 80/20, ale chodzi przecież o zasadę.

Hemingway - oprócz tego, że pijak i ćpun - to jeden z największych pisarzy wszechczasów, jeśli więc on potrafił zdobyć się na taką samokrytykę, to czy tym bardziej nie powinniśmy my?

"Zasada Pareto" - w wielkim uproszczeniu - mówi o tym, że 20% klientów przynosi 80% zysków, 20% działań przynosi 80% skutków, czy wreszcie 20% ludzi posiada 80% majątku. Jej nazwa pochodzi od nazwiska włoskiego ekonomisty Vilfreda Pareto i w rzeczywistości w różnych interpretacjach jest najczęściej stosowana przy opisywaniu i tłumaczeniu rozmaitych zjawisk właśnie związanych z ekonomią. Na "zasadę Pareto" powołują się często także specjaliści od marketingu.

Ale jak widać na przykładzie Ernesta Hemingway'a ta sama zasada sprawdza się także w pisaniu. Nigdy nie jest tak, że wszystko, co napiszesz, będzie genialne. Czytałeś kiedyś powieść, która w ostatecznym rozrachunku okazała się po prostu marna, ale kilka zdań zapamiętałeś na całe życie?

Te kilka zdań to właśnie przysłowiowe 20 procent Pareto, albo hemingway'owska "jedna strona arcydzieła". Większość ludzi, którzy zaczynają swoją przygodę z pisaniem nie potrafi zachować wystarczającej dozy samokrytyki. Wiem to także z własnego doświadczenia - do dziś do słów, które napisałem, przywiązuję się emocjonalnie. Trudno jest mi coś skreślić, coś wyrzucić. A jednak przez lata nauczyłem się tego.

Czasem, kiedy piszę na przykład wiersz, to on "chodzi ze mną" przez kilka, a nawet kilkanaście dni. Kusi mnie, żeby te moje myśli przelać na papier natychmiast, ale wiem, że jeśli tego nie zrobię to dam im czas, żeby dojrzały. Wiem o tym, że tych, które rzeczywiście warte są zapisania długo nie zapomnę i może minąć miesiąc, albo pół roku, zanim w końcu gdzieś je zanotuję, a one i tak będą wciąż w mojej głowie.

Gdy jednak ulegnę pokusie... Mam kilka takich zeszytów, które trzymam właściwie tylko "ku przestrodze", bo są tam teksty, które powstały pod wpływem chwili i w tej samej chwili zostały zapisane. Nie są wiele warte.

Wyobraź sobie, że zbierasz znaczki (a może rzeczywiście zbierasz? - jeśli tak, to doskonale rozumiesz, do czego zmierzam). Możesz wrzucać do klaserów "co popadnie", by w krótkim czasie mieć imponującą kolekcję... pardon - "gówna", o ile mogę znów posłużyć się hemingway'owskim porównaniem. Możesz jednak segregować swoje zbiory, odrzucać część eksponatów, pracować nad zdobywaniem i katalogowaniem najciekawszych okazów. Wymaga to wysiłku i czasu, ale przyjdzie moment, gdy Twoja kolekcja zadziwi nie tylko wszystkich wokół, ale również najwybitniejszych fachowców.

Pisanie może być fantastyczną pasją i pięknym hobby. Choćby jednak wkładać w nie nieskończone pokłady miłości, bez ciężkiej pracy i dużej dozy samokrytyki się nie obejdzie.

Aż w końcu zadziwisz wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz