niedziela, 20 czerwca 2010

Sekret inspiracji #2


Ostatni pisałem o tym, by dać się zainspirować - pójść na spacer, wyjść z domu, obserwować. Tymczasem często jest tak, że inspiracja "sama do nas przychodzi", tylko jej... nie zauważamy. Człowiek myśli przez cały czas. Zazwyczaj skupiamy się na tych myślach, które wydają nam się ważne, w jakiś sposób istotne. Są często związane z pracą, sprawami domowymi, pieniędzmi, planami wakacyjnymi i wieloma innymi sprawami, które na pozór nie mają nic wspólnego z pisaniem.

Wszystkie pozostałe myśli po prostu "przelatują nam przez głowę" i nie zwracamy na nie większej uwagi. Tu właśnie tkwi przysłowiowy haczyk. Ile razy wymyśliłeś coś pod prysznicem? Ile razy wpadłeś na genialny pomysł stojąc w korku ulicznym? O czym są myśli, które leniwie snują się w Twojej głowie tuż przed zaśnięciem?

Zamiast karcić samego siebie - kurcze, znowu myślę o "pierdołach" zamiast zająć się poważnymi sprawami - pozwól tym myślom swobodnie płynąć, bez Twojej ingerencji. To już pół sukcesu.

Drugie pół sukcesu jest wtedy, gdy nauczysz się ich słuchać. Nagle znajdujesz setki inspiracji, właściwie nie wiadomo skąd.

Przydatna może tu być też jeszcze jedna rzecz. Otóż pisałem niedawno o tym, że zaczynam powoli przekonywać się do używania dyktafonu. Właśnie w takich sytuacjach jest to idealne narzędzie. Możesz bowiem te swoje myśli po prostu nagrywać. Mów do dyktafonu, bez skrępowania, bez zastanawiania się, czy Twoje słowa mają jakikolwiek sens. Odsłuchaj nagrania po kilku dniach, a z pewnością znajdziesz w nich mnóstwo interesujących pomysłów.

Z używaniem dyktafonu w miejscach publicznych może być pewien kłopot, ale i na to jest świetny sposób, o którym napiszę niebawem.


poniedziałek, 14 czerwca 2010

Sekret inspiracji #1



Nie chodzi o to, żeby znaleźć inspirację, ale aby być zainspirowanym.

Subtelna różnica. Rzecz polega na tym, żeby nie zmuszać się do pisania. Pisanie to nie jakaś ciężka praca, do której idziesz co rano jak do huty na zmianę przy piecu. Pisanie to część Ciebie, część tego kim jesteś.

Najwięksi malarze nigdy nie szukali tematów do swoich obrazów. Oni je po prostu widzieli wszędzie. Z pisaniem może - a nawet powinno - być podobnie. Ja często zamiast jechać gdzieś samochodem lub autobusem urządzam sobie długi spacer. Idąc ulicą obserwuję ludzi, obserwuję to, co dzieje się wokół. Często mijane twarze przywodzą mi na myśl rozmaite historie.

Nie siadam nad pustą kartką papieru "z mocnym postanowieniem napisania czegoś". Wychodzę na ulicę i idę. Wracam do domu i przeważnie mam w głowie mnóstwo pomysłów. Oczywiście nie wszystkie, ba, większość z nich, nigdy nie przeradza się w coś konkretnego, ale nie w tym rzecz.

Rzecz w tym, że zamiast szukać inspiracji - pozwalam się zainspirować. Ludziom, zdarzeniom, światu...

Warto spróbować.

niedziela, 13 czerwca 2010

Przerwa, przerwa i po przerwie...


Przyznaję, że trochę zaniedbałem to miejsce. Paradoksalnie - bo z powodu pisania, tyle, że "zawodowego". Zaczęło się oczywiście od katastrofy samolotu prezydenckiego, a potem był już tylko ciąg dalszych niefortunnych wydarzeń - dwie powodzie, jakieś dziwne wiece w moim mieście, problemy techniczne w pracy z systemem, którego używamy do publikacji i całe mnóstwo innych rzeczy. Przychodziłem do domu skonany. Jedzenie, prysznic, kawałek jakiegoś filmu i spać. Tak to ostatnio wyglądało.

Na szczęście sprawy powoli wracają do normy, zatem i ja wracam do pisania "o pisaniu". W charakterze zadośćuczynienia zarówno tym nielicznym osobom które tutaj zaglądają, jak i - a może nawet przede wszystkim - samemu sobie, już w najbliższych dniach pojawią się tutaj dwa wywiady z moim zdaniem bardzo ciekawymi ludźmi. Wywiady, co warto podkreślić, udzielone specjalnie dla "Magii Pisania"!

Z ciekawostek - sprawiłem sobie takie sprytne urządzenie zwane "pocket pc". Wprawdzie nie jest najwygodniej pisać rysikiem po ekranie, ale czasem w nocy, kiedy nie chce mi się wstawać do komputera, a trzeba zanotować szybką myśl - przydaje się niesamowicie, szczególnie, że jednocześnie można poszperać w internecie.

Odkrywam też powoli zalety dyktafonu jako narzędzia pomocnego w pisaniu. Zawsze byłem przeciwnikiem takich "wynalazków" - jak pisać, to pisać, najlepiej piórem wiecznym na kartce papieru. Czasy jednak się zmieniają. Bywa, że do niektórych rzeczy trzeba najzwyczajniej w świecie dojrzeć. Więc sobie tak leniwie dojrzewam...


sobota, 17 kwietnia 2010

Tajemnica twórczości Antoniego Słonimskiego.

W trzeciej części "Wspomnień pilota" zatytułowanej "Pióro ze skrzydeł" Janusz Meissner - zresztą znakomity moim zdaniem pisarz - przytacza taki oto cytat z Antoniego Słonimskiego:

"Na poklasku zależy tylko grafomanom. Prawdziwy artysta leci wyłącznie na forsę".


Znajdź sobie korektora!


Banalne, prawda? Otóż ja mam tak, że pisząc skupiam się bardzo na tym, co chcę powiedzieć. Pracuję w niewielkiej redakcji internetowej gazety, gdzie teksty sami piszemy, redagujemy i publikujemy. Każdy jest odpowiedzialny za swoje słowa. W gazetach "tradycyjnych" jeśli nawet nie ma korektora, to jest przeważnie redaktor wydania, który sprawdzi wszystkie materiały.

Moja metoda jest taka:

Po napisaniu, a przed publikacją sprawdzam tekst. Publikuję go, a następnie czytam "na żywca", czyli tak, jak wygląda na stronie. Zazwyczaj wtedy wyłapuję kolejne błędy. Poprawiam je i zajmuję się innymi sprawami. Po kilku godzinach - najczęściej pod koniec redakcyjnego dyżuru - wracam do napisanych artykułów i poprawiam je jeszcze raz.

Rzecz w tym, że niewiele osób pisze kompletnie bezbłędnie. Tekst może mieć fantastyczną strukturę i intrygującą treść, ale praktycznie zawsze zdarzy się w nim sporo potknięć, jeśli nawet nie stylistycznych, to ortograficznych lub interpunkcyjnych, których sami - mając głowę zaprzątniętą treścią - po prostu nie zauważamy.

Warto więc znaleźć kogoś, komu damy gotowy tekst do poprawienia. Warto pamiętać, by taka osoba nie skupiała się na treści, czy też przekazie naszego utworu, ale właśnie na jego stronie "technicznej" - przecinkach, akapitach, błędach ortograficznych.

Dopiero potem skupmy się na redakcji tekstu. Ale o tym przy innej okazji.

niedziela, 11 kwietnia 2010

10 sposobów na łatwiejsze, przyjemniejsze i skuteczniejsze pisanie.

Alex Kjerulf na swoim blogu podzielił się z Czytelnikami kilkoma spostrzeżeniami, których dokonał pisząc swoją książke "Happy Hour od 9 do 5-tej". Z części tych porad miałem już okazję skorzystać i twierdzę z całą stanowczością, że są wyjątkowo trafne, postanowiłem zatem przytoczyć całą listę Alexa tutaj.

Oto, co Kjerulf radzi:

1. Wyjdź i pisz.

Zwracałem na to uwagę już wcześniej przy okazji pisania na temat blokady twórczej.  Jak widać nie tylko ja stosuję ten sposób. Otóż Alex pisząc swoją książke wstawał rano, zabierał laptopa i szedł do pobliskiej kafejki z darmowym dostępem do sieci bezprzewodowej. W ten sposób unikał wszystkiego, co mogło go w domu dekoncentrować - a jak wszyscy wiemy, jest tego dużo.

Dodatkowo przebywał w miejscu, gdzie ciągle coś się działo mogąc z tego czerpać nieustającą inspirację.

2. Zostaw w domu zasilacz do laptopa.

Innymi słowy stwórz sobie limit czasowy - taki, na jaki pozwala Ci wytrzymałość baterii komputera. Mając świadomość ograniczonego czasu skupisz się na pisaniu zamiast przeglądania stron internetowych, czy odpowiadaniu na pocztę elektroniczną.

3. Najpierw stwórz strukturę.

Piszesz książkę? Świetnie. Zanim zabierzesz się do właściwego tworzenia zrób szkic. Możesz na przykład zapisać tytuły rozdziałów wraz z krótkim opisem. 

4. Pisz o tym, o czym w danej chwili chcesz.

Dzięki temu, że masz już gotowy plan swojego dzieła, nie musisz trzymać się kolejności. Nie działaj linearnie. Możesz zacząć od środka, od końca - jak Ci wygodniej. Pamiętaj, że masz już strukturę i dlatego się nie pogubisz. Pisanie o rzeczach które akurat "cię kręcą" jest znacznie przyjemniejsze i łatwiejsze niż zmuszanie się do pisania "bo trzeba".

5. Zanim zabierzesz się za pisanie popracuj trochę głową.

Wiedz, co chcesz napisać. Wymyśl większość swojej książki ZANIM zaczniesz ją pisać. Nie wymyślaj jej w trakcie pisania. Zapisuj gotową historię. 

6. Pisz "równolegle".

Zamiast skupiać się na jednym rozdziale/temacie zajmij się dwoma jednocześnie. Napisz szkic jednego, potem drugiego. Następnie wróć do pierwszego, popraw go, "wypoleruj". Tak żonglując tematami unikniesz swego rodzaju znudzenia i zachowasz zawsze świeże spojrzenie na sprawę.

7. Pisz sam.

Zazwyczaj piszemy sami, ale zdarzają się sytuację, kiedy jakiś tekst - książka, artykuł, praca naukowa - jest dziełem wspólnym dwóch lub więcej osób. W takiej sytuacji najpierw ustalcie strukturę i kto jest odpowiedzialny za poszczególne elementy, a następnie zabierzcie się do pisania - każdy sam za swój "kawałek tortu". Dopiero potem możecie nawzajem korygować swoje teksty, albo wspólnie zabrać się za "polerowanie" gotowego materiału.

8. Staraj się uzyskać informacje zwrotne już w trakcie pisania.

Możesz udostępnić część tekstu na swoim blogu, poprosić przyjaciół o przeczytanie i skomentowanie. Ważne, żeby już podczas tworzenia uzyskiwać na bieżąco informacje zwrotne. Dzięki temu będziesz mieć okazję szybko i łatwo skorygować tekst, zareagować na potrzeby czy oczekiwania Twoich odbiorców.

9. Nie wyznaczaj sobie ostatecznych terminów i celów.

Twoim celem jest napisanie tekstu, a pisanie to nie przerzucanie cegieł na budowie albo układanie towarów w magazynie. To jest praca wymagająca kreatywności. Nie planuj, że będziesz pracować codziennie od 8 do 16. Swoją książkę masz już przecież wymyśloną, masz też przygotowany plan. Nie pozostało nic innego, jak przelać to wszystko na papier. Jeśli nie będziesz traktować tego jako kolejnego męczącego obowiazku zobaczysz, że automatycznie łatwiej wstaje Ci się rano i że nie możesz się doczekać, kiedy zapiszesz kolejny rozdział. 

10. Zrób to szybko.

Wszystko masz w głowie. Masz też zaplanowaną strukturę. Nie czujesz wewnętrznego przymusu, bo pisanie to dla Ciebie przyjemność. Więc pisz szybko. Im dłużej będziesz przeciągać ukończenie swojego dzieła - książki czy artykułu - tym trudniej będzie Ci to zrobić. Po pierwsze dlatego, że w pewnej chwili zaczniesz czuć znużenie, po drugie zaś wszystkie obmyślone dotąd rzeczy zaczną powoli ulatywać z Twojej głowy.

Po trzecie wreszcie - niekończące się poprawianie tekstu w sumie do niczego nie prowadzi. ZAWSZE można coś poprawić i ZAWSZE może być lepiej, ale... jest takie stare powiedzenie, że "najlepsze i najtrwalsze są prowizorki". Nie mam racji?


Tyle Alex. To wszystko, co jest opisane w poradach numer 1,4,5,6 i 7 od wielu lat stosuję i mogę Cię zapewnić, że doskonale się sprawdza. Pozostałe mam zamiar przy najbliższej okazji wypróbować. No... może z wyjątkiem zostawiania w domu zasilacza do laptopa, a to dlatego, że bateria w moim Dell'u w zasadzie już dokonała żywota, więc bez niego ani rusz.


sobota, 10 kwietnia 2010

Kolejna tragedia w Katyniu.

Siedemdziesiąt lat temu w Katyniu zginął, a raczej został bestialsko wymordowany, kwiat polskiej inteligencji. Wiemy już bardzo dużo o tej tragedii, ale wciąż pozostaje wiele nie wyjaśnionych okoliczności. 

Dziś w pewnym sensie historia zatoczyła koło. W katastrofie samolotu TU-154 niosącego na pokładzie polską delegację na uroczystości katyńskie zginęło - jak w tej chwili donoszą media - blisko setka osób, wśród nich Prezydent RP Lech Kaczyński wraz z małżonką.

Lista ofiar jest długa i czyta się ją jak "Who is Who". Najważniejsi przedstawiciele rządu, księża, posłowie, kombatanci... Trudno znaleźć na niej nieznane nazwisko. W takiej chwili znikają podziały, nie jest ważne kto jaką opcję polityczną reprezentował. Stała się potworna tragedia.

Trudno jest mi znaleźć właściwe słowa. Trudno jest komukolwiek znaleźć właściwe słowa. To miała być moja wolna sobota, ale takie wydarzenia mobilizują do pracy całą redakcję (mojej macierzystej gazety) i wtedy nie myśli się o sobie. Po prostu robi się to, co trzeba.

Do głowy przychodzą tysiące pytań. Ta tragedia oprócz przerażającej skali ma też wymowną symbolikę. Nie mogę się otrząsnąć.

Wiem, że ten tekst odbiega całkowicie od tematyki mojego bloga, jednak czuję, że po prostu nie mogę przejść obojętnie wobec tej sytuacji.

Spoczywajcie w pokoju.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

O co chodzi w pisaniu?


Nigdy nie wiesz, gdzie znajdziesz inspirację, mądrą myśl. Ja usłyszałem taką dziś tam, gdzie najmniej się spodziewałem - w banalnym serialu młodzieżowym z początku dziewięćdziesiątych lat.

Kwestię przytaczam z pamięci, więc nie jest dosłowna, ale oddaje sens:

"(...) chodzi o to, żeby słuchać samego siebie i żeby dać światu szansę usłyszeć to, co zwykle w sobie tłumisz."

To oczywiście nie oznacza stania się kompletnym ekshibicjonistą. Nie w tym rzecz. Nie staraj się jednak pisać "pod ludzi", bo Twoi odbiorcy natychmiast wyczują brak autentyczności w tym, co robisz. Pisz dla samego siebie. To będzie prawdziwe i pozwoli Czytelnikom utożsamić się z tekstem. 


niedziela, 4 kwietnia 2010

Kreatywne poranki.


Pogoda jest piękna. Przez delikatnie przymknięte żaluzje sączą się promienie wiosennego słońca. Chłodne poranne powietrze wypełnia płuca. W domu jeszcze cisza, słychać tylko szum komputera i słumione odłosy maminej krzątaniny w kuchni. 

To dla mnie najlepszy czas na pisanie. Umysł i ciało wypoczęte, nic mnie nie rozprasza. Jeszcze nie dopadły mnie zwyczajne dzienne zajęcia i problemy. 

Dlatego właśnie - gdy chcę lub muszę coś napisać - lubię wstać wcześnie rano. Mogę wtedy spokojnie usiąść w ciszy i nie myśląc o niczym innym skupić się na procesie pisania.

Dla mnie poranki są najlepsze. Dla Ciebie być może lepszy jest na przykład późny wieczór. Nie ma to w rzeczywistości większego znaczenia, choć faktem jest, że rano jesteśmy ponoć bardziej kreatywni i efektywniejsi w działaniu. Ważniejsze jest jednak to, żeby znaleźć sobie "swoją porę", swój czas. Swój własny rytm pisania. 

Pisz dużo i obserwuj samego siebie. Spróbuj znaleźć ten moment w ciągu dnia, kiedy czujesz, że pisze Ci się najlepiej i trzymaj się go. Staraj się codziennie pisać o tej właśnie porze. Nawet, kiedy akurat wszystkie okoliczności są przeciwko temu.

W ten sposób po jakimś czasie wyrobisz w sobie nawyk nie tylko systematycznego, ale i najbardziej skutecznego pisania. Będziesz pisać lepiej, więcej i będzie to dla Ciebie łatwiejsze. Znajdziesz swoje własne "kreatywne chwile" i zaczniesz je wykorzystywać. Swoją drogą - w moim przypadku rozpoczęcie dnia w ten sposób sprawia, że cała jego reszta jest bardziej produktywna. I pogodniejsza... 

A jak jest z tym u Ciebie?


Foto: Suat Eman / FreeDigitalPhotos.net

sobota, 3 kwietnia 2010

Skąd czerpać inspirację (i jak być dobrym człowiekiem)?

Tym razem jedna z najkrótszych porad, jakie słyszałem w życiu. Wprawdzie nie czuję się ekspertem od "bycia dobrym człowiekiem", ale wierzę, że kiedyś to się zmieni. 

Ta porada od lat mi w tym pomaga. Jest też źródłem nieustającej inspiracji i motorem napędowym w chwilach, kiedy świat najbardziej niespodziewanie "wali się na głowę", a ja tracę wszelką motywację do działania.

"Nigdy nie przestawaj marzyć!".

Marzenia mają olbrzymią moc. Trzymaj się tego.

piątek, 2 kwietnia 2010

10 sposobów dzięki którym będziesz lepiej pisać.

Przyznam, że nie ja wymyśliłem poniższą listę, ale jest zaskakująco trafna.

1. Pisz.
2. Pisz więcej.
3. Pisz jeszcze więcej...
4. ... a nawet jeszcze więcej.
5. Pisz, gdy nie masz na to ochoty.
6. Pisz, kiedy ją masz.
7. Pisz, kiedy masz coś do powiedzenia.
8. Pisz, kiedy nie masz nic do powiedzenia.
9. Pisz każdego dnia.
10. Ciągle pisz.

Trywialne, ale działa. Stare powiedzenie głosi, że "ćwiczenie czyni mistrza". O to właśnie chodzi.

Wesołych Świąt i Smacznego Jaja.

wtorek, 30 marca 2010

Walka z potworem, czyli blokada twórcza i sposoby na jej przełamanie...


Blokada twórcza, z angielska nazywana nieraz "writer's block", to coś, czego boimy się chyba najbardziej. Dopada nagle i wydaje się, że nie ma na nią lekarstwa. Zasiadasz przed komputerem lub z kartką przed soba i nie ma nic prócz uczucia "pustej głowy". Najgorsze zaś jest to, że przeważnie czuje się wtedy bardzo silną chęć pisania, ale nic z tego nie wychodzi. 

Piotr Wereśniak na swoim blogu pisze o popularnym "bloku" tak:

"Oczywiście najłatwiej nazwać to depresją. To teraz modne słowo i bardzo częsta przypadłość. Blokada twórcza to jednak nie jest depresja. Owszem, ma pewne jej cechy, często jej towarzyszy, ale to zjawisko zupełnie innego rodzaju, dotykające prawie wyłącznie twórców. Trwa czasem przez całe lata i nikt, nawet najbliżsi nie mają pojęcia, że coś jest nie tak.

A jest. I nie łatwo tego dziwnego potwora pokonać.
" [piotrweresniak.com]

Swoją drogą to, że określiłem blokadę twórczą mianem potwora, podobnie jak Wereśniak, to wprawdzię kompletnie przypadkowa zbieżność, za to pięknie pokazująca rangę problemu. Ale do rzeczy...

Nie ma żadnego uniwersalnego i całkowicie skutecznego na nią sposobu. Mało optymistyczne to, prawda? Są jednak rozmaite triki, które mogą pomóc ją zwalczyć. Amerykanie mają tendencję - szczególnie w swoich blogach - do tworzenia różnego rodzaju list. Na przykład właśnie "10 sposobów na pokonanie blokady twórczej". I taką listę sobie właśnie zrobimy, wprawdzie nie 10 sposobów, ale zapewne znacznie więcej, na dodatek w odcinkach.

Pamiętaj o tym, że każda z tych sztuczek na każdego może inaczej działać. Dla jednych będa całkowicie nieskuteczne, inni będą musieli zastosować kilka jednocześnie, dla jeszcze innych któraś z banalnych pozornie rad może okazać się wręcz zbawienna.

A właśnie... nie zdziw się, że niektóre moje porady będą na pierwszy rzut oka całkowicie oczywiste. Tak to działa - "oczywistości" najczęściej ignorujemy, bo wydają się nam zbyt prostymi rozwiązaniami. Wiem to z własnego doświadczenia - dlatego też wszystkie moje spostrzeżenia dotyczące "łamania" blokady twórczej będą wyłącznie wzięte z mojego życia.

Pierwszy sposób na zwalczenie blokady twórczej.

To, o czym zamierzam za chwilę napisać stosuję zdecydowanie najczęściej i zdecydowanie najlepiej działa w moim przypadku. 

Otóż gdy czas goni, a w głowie pustka staram się po prostu zmienić otoczenie. Zazwyczaj piszę w domu w swoim pokoju lub w biurze firmy. Kiedy jednak nie mogę już całkowicie się skoncentrować lub rzeczywiście braknie mi pomysłów, a - tu znów pozwolę sobie użyć słów Piotra Wereśniaka - "Jakaś potężna, dziwna siła robi wszystko, żebyśmy tylko nie tworzyli.", wtedy zmieniam miejsce pobytu.

Teraz, gdy już zrobiło się cieplej i pogoda dopisuje, biorę kartkę lub laptopa i idę na przykład do parku. Siadam, przyglądam się przechodzącym ludziom, gapię się w niebo i zwykle po kilkunastu minutach wreszcie zaczynają płynąć słowa. Najpierw bardzo powoli, jednak w miarę pisania umysł się "rozkręca".

Jeśli więc czujesz, że zaczyna cię dopadać potwór zwany "blokadą twórczą" nie staraj się na siłę zmusić do pisania. Pójdź na spacer. Jeszcze jedno - chociaż prawie wszędzie poruszam się ze słuchawkami na uszach, to w takich przypadkach zostawiam odtwarzacz w domu. Dzięki temu nie koncentruję się na słuchanej muzyce, ale pozwalam płynąć myślom. I słucham ich...

PS. Blog Piotra Wereśniaka znalazłem szukając w ramach przygotowań do napisania powyższego tekstu informacji o tym, jak inni radzą sobie "blokiem". Znalazłem, poczytałem i... szczerze polecam: piotrweresniak.com

PS2. Jak pokazuje pierwsze post scriptum - dobrym sposobem na przełamanie blokady może być też czytanie tego, co inni napisali na temat, o którym Ty chcesz właśnie napisać, a nie możesz.


niedziela, 28 marca 2010

Rozmowa z pisarzem Marcinem Wrońskim - autorem serii "retro-kryminałów" o komisarzu Maciejewskim.[film]


"Marcin Wroński – autor lubelskich kryminałów retro o komisarzu Maciejewskim – urodził się w 1972 r. W połowie lat 80. odkrył fantastykę i sam postanowił zostać pisarzem. Na szczęście jego ówczesne opowiadania sf ukazały się w nakładzie 3 egz. (tylko tyle dało się wystukać przez kalkę na maszynie do pisania)." [marcinwronski.art.pl]

W rzeczywistości Marcin Wroński jest nie tylko autorem wspomnianych książek o komisarzu Maciejewskim (choć to one przyniosły mu największą popularność), ale także niezliczonych opowieści, w tym wielu wpisujacych się w nurt fantastyczny, a nawet kilku dramatów.

Przez jakiś czas był nawet "panem od polaka", czyli nauczał krnąbrnych nastolatków języka polskiego w jednym z lubelskich liceów.

Zapraszam do obejrzenia krótkiego wywiadu, który miałem przyjemność przeprowadzić z pisarzem w wakacje ubiegłego roku. Rozmawiamy przez chwilę o Lublinie - moim mieście rodzinnym i jednocześnie mieście, gdzie Wroński nie tylko mieszka i pracuje, ale które jest tłem akcji jego książek - przede wszystkim jednak o jego pisarstwie. Sam wywiad odbył się w ramach codziennej audycji interntetowej "Gorący Deptak", proszę więc wybaczyć drobne potknięcia i chwile zamyślenia, bowiem całe przedsięwzięcie miało dość - rzekłbym -  spontaniczny i "luźny" charakter.


Magia chwili, czyli jak opisywać emocje?

Radość, smutek, miłość, nienawiść... Emocje. Emocje są nierozerwalną częścią naszego życia. Ich obecność w jakimś stopniu definiuje nas jako ludzi. Zawsze powtarzam, że jednym z największych braków społeczeństwa w dzisiejszych czasach, gdy każdy gdzieś pędzi, gdy nie ma czasu na rozwijanie relacji międzyludzkich - jest brak empatii.

Empatia to takie "fajne coś", co najprościej można określić jako zdolność do współodczuwania emocji. Kiedy mój przyjaciel jest smutny, mnie również nie jest lekko na duszy, kiedy się raduje i ja czuję się szczęśliwszy. Ale to nie wszystko.

Empatia to także zdolność do wczuwania się w ludzkie nastroje podczas rozmowy, czy po prostu przebywania z kimś. Bywa wielce pomocna chociażby podczas rozmów biznesowych. Dlaczego jednak o tym piszę?

Ano dlatego, że zdolność do empatii to niesamowite wręcz narzędzie dla kogoś, kto chce opisywać emocje. Są ludzie, którzy z tą zdolnościa się rodzą, inni nabywają jej z czasem, jeszcze inni muszą się jej nauczyć. Bo można, choć to dość trudne - ale do tego tematu jeszcze na łamach "Magii Pisania" powrócę przy innej okazji.

Dlaczego zatem zdolności empatyczne mogą nam tak wiele pomóc?

Większość z nas ma tendencje do opisywania wszystkiego jak najszerzej. Chcemy - zamiast przekazać emocje - namalować słowami obraz. Toniemy zatem w setkach, a niejednokrotnie tysiącach słów niepotrzebnych. 

Pomówmy o miłości. W amerykańskich filmach miłość zazwyczaj jest takim właśnie "cukierkowym" obrazkiem. Hollywood, by pokazać uczucie między dwojgiem ludzi sięga po środki banalne, żeby nie powiedzieć wręcz kiczowate. Mamy więc nastrojową muzykę, tony kwiatów, świece, tęskne spojrzenia i całe mnóstwo podobnych atrybutów. Każdy natychmiast wie, że chodzi o "Wielką Miłość". 

Kiedy próbujesz to samo odmalować w tekście pisanym możesz skończyć z zaczątkiem "harlekinowego romansu". No, chyba, że do tego dążysz.

Rzecz w tym - i do tego właśnie potrzebna jest empatia po stronie piszącego - by zamiast podawać wszystko na tacy wzbudzić uczucia u czytelnika. 

W powieści "Tato" William Wharton w pewnym momencie używa takiego zdania: "To wielka chwila, zbyt wielka na słowa". Czasem mniej znaczy więcej. 

Kiedyś czytałem książkę z gatunku "kryminałów". Nic wielkiego, nic poważnego, nawet nie pamiętam tytułu, ani o czym była. Dokładnie na ostatniej stronie jednak pojawia się jedna z piękniejszych definicji miłości, z jaką kiedykolwiek w życiu się spotkałem.

"Czym jest miłość? - zapytała pocierając stopą o jego stopę. 

Miłość jest wtedy - powiedział - kiedy bez słów wiadomo, kto gasi wieczorem światło."

Nie jest to cytat dosłowny, bowiem wygrzebany gdzieś z zakurzonej czeluści zawodnej pamięci, pokazuje jednak, jak jednym zdaniem można zastąpić tysiąc słów. 

I to właśnie jest moim zdaniem klucz. Klucz do pisania o emocjach.

Ten temat jeszcze powróci.


"Zasada Pareto" w pisaniu? Ależ tak!


Scott Fitzgerald usłyszał w 1934 roku od Ernesta Hemingway'a : "Piszę jedną stronę arcydzieła na 91 stron gówna. Staram się to gówno wyrzucać." Z matematycznego punktu widzenia trudno tu doszukać się proporcji 80/20, ale chodzi przecież o zasadę.

Hemingway - oprócz tego, że pijak i ćpun - to jeden z największych pisarzy wszechczasów, jeśli więc on potrafił zdobyć się na taką samokrytykę, to czy tym bardziej nie powinniśmy my?

"Zasada Pareto" - w wielkim uproszczeniu - mówi o tym, że 20% klientów przynosi 80% zysków, 20% działań przynosi 80% skutków, czy wreszcie 20% ludzi posiada 80% majątku. Jej nazwa pochodzi od nazwiska włoskiego ekonomisty Vilfreda Pareto i w rzeczywistości w różnych interpretacjach jest najczęściej stosowana przy opisywaniu i tłumaczeniu rozmaitych zjawisk właśnie związanych z ekonomią. Na "zasadę Pareto" powołują się często także specjaliści od marketingu.

Ale jak widać na przykładzie Ernesta Hemingway'a ta sama zasada sprawdza się także w pisaniu. Nigdy nie jest tak, że wszystko, co napiszesz, będzie genialne. Czytałeś kiedyś powieść, która w ostatecznym rozrachunku okazała się po prostu marna, ale kilka zdań zapamiętałeś na całe życie?

Te kilka zdań to właśnie przysłowiowe 20 procent Pareto, albo hemingway'owska "jedna strona arcydzieła". Większość ludzi, którzy zaczynają swoją przygodę z pisaniem nie potrafi zachować wystarczającej dozy samokrytyki. Wiem to także z własnego doświadczenia - do dziś do słów, które napisałem, przywiązuję się emocjonalnie. Trudno jest mi coś skreślić, coś wyrzucić. A jednak przez lata nauczyłem się tego.

Czasem, kiedy piszę na przykład wiersz, to on "chodzi ze mną" przez kilka, a nawet kilkanaście dni. Kusi mnie, żeby te moje myśli przelać na papier natychmiast, ale wiem, że jeśli tego nie zrobię to dam im czas, żeby dojrzały. Wiem o tym, że tych, które rzeczywiście warte są zapisania długo nie zapomnę i może minąć miesiąc, albo pół roku, zanim w końcu gdzieś je zanotuję, a one i tak będą wciąż w mojej głowie.

Gdy jednak ulegnę pokusie... Mam kilka takich zeszytów, które trzymam właściwie tylko "ku przestrodze", bo są tam teksty, które powstały pod wpływem chwili i w tej samej chwili zostały zapisane. Nie są wiele warte.

Wyobraź sobie, że zbierasz znaczki (a może rzeczywiście zbierasz? - jeśli tak, to doskonale rozumiesz, do czego zmierzam). Możesz wrzucać do klaserów "co popadnie", by w krótkim czasie mieć imponującą kolekcję... pardon - "gówna", o ile mogę znów posłużyć się hemingway'owskim porównaniem. Możesz jednak segregować swoje zbiory, odrzucać część eksponatów, pracować nad zdobywaniem i katalogowaniem najciekawszych okazów. Wymaga to wysiłku i czasu, ale przyjdzie moment, gdy Twoja kolekcja zadziwi nie tylko wszystkich wokół, ale również najwybitniejszych fachowców.

Pisanie może być fantastyczną pasją i pięknym hobby. Choćby jednak wkładać w nie nieskończone pokłady miłości, bez ciężkiej pracy i dużej dozy samokrytyki się nie obejdzie.

Aż w końcu zadziwisz wszystkich.

Ty też chcesz się nauczyć pisać?

Witaj,

Mam na imię Jacek i założyłem tego bloga, aby dzielić się z Tobą tym wszystkim, co wiem i myślę o pisaniu. Znajdziesz tu mnóstwo porad - jak prowadzić blog, jak tworzyć e-booki, jak pisać książki, wiersze, opowiadania, czy wreszcie jak napisać skuteczną mowę, albo wypracowanie na przysłowiową szóstkę z plusem.

Będę tutaj także publikował rozmaite wyszperane nie tylko w internecie ciekawostki związane z pisaniem - anegdoty o pisarzach, wywiady, czasem recenzje książek...

Stworzyłem ten blog również dlatego, żeby w ten sposób zmotywować i zainspirować samego siebie do dalszego rozwoju i ciągłej nauki, ponieważ uważam, że ten, kto się nie rozwija - nie tylko nie stoi w miejscu, ale zwyczajnie się cofa.

Zapytasz pewnie dlaczego uważam się za osobę kompetentną do przekazania Ci tej wiedzy? Otóż ktoś, kto twierdzi, że "pozjadał wszystkie rozumy" według mnie nie jest osobą wartą słuchania. Ja mogę powiedzieć tylko tyle - piszę od wielu lat. W szkole podstawowej i potem w liceum dostawałem zawsze najwyższe oceny z wypracowań. Wygrałem kilka drobnych konkursów. Publikowałem swoje wiersze i opowiadania nie tylko w magazynach internetowych, ale też w pewnym kwartalniku literackim. Dużo, bardzo dużo nawet, piszę do szuflady i kiedyś przyjdzie pora (a może ten blog stanie się pretekstem) te rzeczy pokazać światu. Od kilku lat wreszcie uprawiam zawód dziennikarza, można więc powiedzieć, że z pisania żyję.

Tak czy inaczej nie zamierzam jednak przekonywać Cię w żaden inny sposób, jak po prostu zawartością mojego bloga. Zapraszam - zaglądaj tutaj i oceń sam/sama.

Będzie mi bardzo miło, jeśli zdecydujesz się towarzyszyć mi w tej wędrówce przez oceany słów. Chcę, żeby to była nasza wspólna wędrówka. Nasza wspólna "Magia Pisania".